piątek, 31 lipca 2015

Witaj na Atlantydzie!

Choć Kraina Hadesa została zakończona epilogiem 24 lipca 2015 roku, na opowiedzenie czeka kolejna związana z mitologią historia. Zainteresowanych zarówno starożytnymi wierzeniami, jak i tematyką rozbitków, zapraszam na prolog Kierunku Atlantyda (:

O opowiadaniu:
 Trójkąt Bermudzki i Atlantyda. Jedne z największych zagadek w dziejach ludzkości, nad którymi uczeni zastanawiają się do dziś. Żaden z nich nawet nie podejrzewa, że te miejsca mogą mieć ze sobą coś wspólnego...
Trzydziestego pierwszego lipca 2015 roku na terenie Trójkąta Bermudzkiego miała miejsce katastrofa lotu numer 807 z Birmingham do Miami. Tego samego dnia z powierzchni Ziemi zniknęły sto cztery osoby, których ciała nigdy nie zostały znalezione. Brutalnie oderwane od dotychczasowego życia, musiały odnaleźć się w miejscu, w którym czas nie istnieje, granica między dobrem i złem się zaciera, a dotąd opowiadane z przymrużeniem oka mity stają się rzeczywistością.
W miejscu zwanym Atlantydą.  

piątek, 24 lipca 2015

Epilog


1938 rok

Do Londynu zawitała wiosna, wprawiając wszystkich jego mieszkańców w radosny nastrój. Odprowadzani przez entuzjastyczny świergot ptaków chodzili do pracy z uśmiechem na ustach, najwięksi skąpcy dzielili się pieniędzmi z biednymi, a sprzedawcy na prośbę klienta obniżali ceny swych towarów. W jednym z bogatych domostw przy Underhill Road młoda kobieta krzątała się po kuchni, nucąc When The Saints Go Marching In wraz z lecącym w radiu Louisem Armstrongiem. O podzielności jej uwagi świadczył fakt, że oprócz nucenia i zerkania na scenariusz swej najnowszej sztuki, przygotowywała omlety dla całej rodziny. Od czasu do czasu wyglądała również przez okno, patrząc na swój zasłany narcyzami ogród, chcąc chociaż przez szybę nacieszyć się piękną pogodą. Odkąd tylko sprowadziła się do Londynu, niemal codziennie padało, dlatego widok słońca wprawił ją w euforię, jednocześnie zamieniając w doskonałą gospodynię domową.
– Julian, Tessie!  zawołała, nakładając omlety na talerze.  Śniadanie!
Pierwszym domownikiem, który przypędził na zawołanie był Cutie, czarno-biały kundelek, który był jej najlepszym przyjacielem. Dotąd pamiętała kłótnię, jaką stoczyła z mężem o jego imię. Julian obstawał przy ciężkim imieniu, typu Axor albo Macho, jednak ona miała niewytłumaczalny sentyment do imienia Cutie. Wiedziała, że gdyby pies umiał mówić, na pewno by ją poparł. Pogłaskała go po łebku i dała kawałek mięsa, które wcześniej specjalnie dla niego przyrządziła. Chwilę później usłyszała tupot czterech stóp i dobrze jej znane skrzypienie schodów.
– Mmm, pięknie pachnie, kochanie – powitał ją Julian, którego włosy sterczały we wszystkie strony, a koszula była nierówno zapięta. Objął ją w pasie i pocałował w policzek, a następnie odebrał od niej kubek z kawą.  Jesteś niezastąpiona.
Tessie również ją objęła, ale gdy wyciągnęła ręce po kawę, Kayth zdzieliła je leciutko ścierką.
– Podrośnij trochę, a zobaczymy – odparła ze śmiechem, po czym zasiedli do jednego stołu.
Zajadając się śniadaniem, z entuzjazmem mówili o teatrze, za to starali się unikać rozmów o militariach, czyli pracy Juliana, która choć niebezpieczna, pozwoliła im na kupno tego okazałego domu. Kiedy ten temat się wyczerpał, wymieniali się nowinkami dotyczącymi nowo wydanych książek, a gdy Julian i Tessie pogrążyli się w rozmowie o poezji, Kayth pogrążyła się we własnych myślach.
Miała wspaniałe życie. Kiedy kilka lat temu, po śmierci jej rodziców, przeprowadziła się z Rzymu do Londynu, nawet nie przypuszczała, że rzeczy tak dobrze się ułożą. Dostała pracę w teatrze The Globe, a po jednym ze spektakli za kulisami odwiedził ją Julian, którego choć dopiero poznała, czuła, jakby znała dużo dłużej. Kilka miesięcy potem wzięli ślub, a gdy okazało się, że oboje nie mogli mieć własnych dzieci (sam lekarz przyznał, że byli bardzo dobraną parą), zaadoptowali czternastoletnią Tessie, z którą rozumieli się tak dobrze, że równie dobrze mogła być z nimi od zawsze. Następnie wszyscy troje wybrali znajdujący się na wzniesieniu dom, który wyglądem bardziej przypominał pałac, ale jednocześnie był niesamowicie przytulny. Kilka dni po wprowadzeniu się, Kayth przyszła do domu z czarno-białym psem, którego znalazła błąkającego się po ulicy i który pozostał z nimi już na zawsze.
Jej życie składało się ze wspaniałych wspomnień. A jednak czasami... zwłaszcza na niedługo przed zaśnięciem, w stanie półsnu, półjawy, wydawało jej się, że to nie były jej prawdziwe wspomnienia. Nieraz nie mogła sobie przypomnieć twarzy swoich rodziców, nie pamiętała, czym zajmowała się w Rzymie, uświadamiała sobie, że nie miała adresów korespondencyjnych do mieszkających tam przyjaciół... Starała się śmiać z tych myśli, jednak one ciągle ją nawiedzały.
Z zamyślenia wyrwało ją ciche, jakby niezdecydowane pukanie do drzwi. Jako siedząca najbliżej wejścia, odłożyła kawę na stół, po czym poszła powitać gościa. Wesołym krokiem przeszła przez jadalnię i ogromny hall, a gdy znajdowała się zaledwie kilka kroków od drzwi, palący ból przeszył jej głowę. Musiała podeprzeć się ściany, by nie upaść. Wzięła kilka głębokich wdechów i powoli powróciła do wyprostowanej pozycji. Migreny nie były dla niej niczym nowym, nawiedzały ją odkąd tylko przeprowadziła się z Rzymu.
Nie bez trudu przybrała na twarz miły uśmiech i otworzyła dębowe drzwi. Stojący za nimi mężczyzna był odwrócony do niej tyłem, a jego postawa świadczyła o tym, że zamierzał już ruszyć do wyjścia z posesji.
– Przepraszam, jeśli kazałam panu zbyt długo czekać – odezwała się, marszcząc brwi. Ruszyła powitać gościa w momencie, w którym tylko usłyszała jego pukanie.
Mężczyzna zamarł i powoli odwrócił się do niej przodem. Był wysoki i dobrze zbudowany, jednak to nie te cechy najbardziej przykuły jej uwagę. Miał najciemniejsze oczy, jakie kobieta kiedykolwiek widziała.
– Kayth – wyszeptał, na co przebiegł ją dreszcz.
– Skąd zna pan moje imię?  odparła podejrzliwie, opierając dłoń na drzwiach i będąc gotową zamknąć je w każdej chwili.  Czy my się znamy?
Odchrząknął, a z jego twarzy, na której przed chwilą malowały się tysiące emocji, nie dało się nic wyczytać.
– Niepotrzebnie tu przyszedłem... Ale tak bardzo... Przepraszam, nie powinienem był tu przychodzić – odwrócił, się, by odejść, ale złapała go za ramię
– Skąd zna pan moje imię?  powtórzyła ostrzej, a on spojrzał jej prosto w oczy.
– Przeczytałem je na skrzynce pocztowej – powiedział gładko.  Kayth i Julian Charpentier... Wydaje się pani tu szczęśliwa, prawda?
– Jestem szczęśliwa, kiedy nie nachodzą mnie tacy goście, jak pan – odparła ozięble, szczelniej otulając się połami szlafroka.  Co to w ogóle za pytanie?
Cały czas przyglądał jej się z tym nieodgadnionym wyrazem twarzy, który zaczynał ją irytować.
– Moja znajoma chciałaby się wprowadzić niedaleko, dlatego pytam.
– Jeśli tak...  powiedziała powoli, nie wierząc w ani jedno jego słowo.  Jestem tutaj bardzo szczęśliwa, choć trudno mi powiedzieć, czy to zasługa miejsca, czy mojej rodziny.
Uśmiechnął się delikatnie, choć w jego oczach czaił się smutek i ból.
– W takim razie bardzo się cieszę, że jest pani tu szczęśliwa i przepraszam za najście. To się już więcej nie powtórzy. Przepraszam panią za wszystko.
Ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się, jak odchodził. Gdy przeszedł przez alejkę pełną narcyzów i był już przy bramie, zawołała:
– Proszę pana! – odwrócił się ze zdziwieniem, a ona sama nie wiedziała dlaczego, ale powiedziała – Ma pan wspaniałego irokeza. Zawsze mi się podobały.
Choć był daleko, mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął.
– Zawsze to bardzo długi okres, Kayth – odparł cicho, po czym zniknął za ogrodzeniem. 
Stała w drzwiach jeszcze przez długą chwilę, zanim jej uszu nie doszedł krzyk Juliana:
– Ktoś ważny, kochanie?
Spojrzała na sylwetkę oddalającego się mężczyzny po raz ostatni, po czym zamykając drzwi, mruknęła:
– Nie. Nikt ważny.
_____________________________________

Pragnę podziękować wszystkim, którzy czytali tę historię. Chcę, żebyście wiedzieli, że gdyby nie Wy, nigdy nie dotarłabym do tego miejsca. Bez Waszych komentarzy, podpowiedzi i słów konstruktywnej krytyki zapewne straciłabym zapał po paru rozdziałach. Jesteście najlepszymi czytelnikami, a także przyjaciółmi, na świecie! :*
Dziękuję wszystkim, którzy śledzili sytuację w Hadesie. Wszystkim obserwatorom, anonimowym czytelnikom i tym, którzy komentowali rzadko lub w przeszłości, przez co ich nicki wyleciały mi z głowy. Wszystkim, którzy wspierali tę historię.
Szczególne podziękowania należą się (kolejność jest zupełnie przypadkowa) Laciatej, Bestii, Oli Ri, Rudej, Elose, Little Carmen, E. Mariannie G., Condawiramurs, Moni, Lady Darkness, Pannie Nikt, Zakochanej w Muzyce, Alathei, MrHappyDreaming, Czarnej Mambie, Lariscie, Carlie S, Jamie Grant, Sparrow, Nadii Rosmanowej, daughter of Zeus, Psyche, Lydii, Catty_Cheshire, Melodii, Leoranie, Dariuszowi Tychon, Karmeeleq, Czarnej, Mona Lisie, Achezie, Melanie, Eveline, Carrie, Moni. vd, Misfits, Eris Erinnes, Merr, Agacie Klimczak, Belli Elli, Serenie, xoxo., Kolorovvej, Carmen, Donnie Webner, Renie, Wynne, Pheronike, Zaczarowanej, Tessie Inferus i Paulinie. Jeśli kogoś pominęłam, krzyczcie. Wiecie, że ja mam pamięć złotej rybki.
Kocham Was i gdy tylko otworzę fabrykę Zilantów, wyślę po jednym Cutiem dla każdego!

***

Mitologia jest rozległym tematem, który nigdy nie ma końca. Na opowiedzenie czeka kolejna historia z nią związana i jeśli nie macie jeszcze dość mojej twórczości, serdecznie zapraszam Was na pewną wyspę, która kiedyś była podwodną krainą szczęścia, a która teraz stała się areną przetrwania. Gościnnie pojawiać się będą na niej postacie z Krainy, a pełny opis i zwiastun znajdziecie na blogu (:

Potępieni

Layout by Mei [GG - 49144131]. Google Chrome, 1366x768.